poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Prolog

-A widziałaś minę jej wspólniczki?- zapytałam nie mogąc dalej powstrzymywać śmiechu.
-A widziałaś jak się trzęsła?- Abbey odpowiedziała pytaniem na pytanie, po którym wpadłyśmy w jeszcze większy śmiech. Omawianie udanych misji było moją ulubioną częścią zwycięstwa, oczywiście poza świętowaniem. 
Na misje najczęściej jeździłam z Abbey. W jakimś stopniu uzupełniałyśmy się na wzajem. Ona miała tego czego brakowało mi, a ja to co brakowało jej. Jej orientacja w terenie była niezawodna, a mój spryt i logika okazywały się niezbędne w każdej sytuacji. Pewnie dlatego Erin wysyła nas na wszelkie wyprawy razem. 
Właśnie wróciłyśmy z misji z Dallas. Prosta sprawa; jedna zołza nie chciała oddać długu na czas, więc ktoś musiał zrobić z tym porządek. Okazało się, że padło właśnie na mnie i Abby. Od razu współczułam kobiecie. Może wyglądam na miłą, niewinną istotę, lecz tylko z pozoru.
Z całej siły pchnęłam główne drzwi siedziby i udałam się do biura Erin by złożyć raport z misji. 
Większość gangów ukrywa się w lesie, ciemnych uliczkach, opuszczonych budynkach, ale nie my. Erin jako przywódczyni wiedziała co robi od samego początku. Zawsze jest zorganizowała i trzyma głowę na karku, dlatego nasza siedziba przypomina najzwyklejsze biuro w centrum miasta. Na ścianach budynku porozwieszane są ogromne szyldy wielkich korporacji oraz ich podopiecznych próbujących stać się kimś równie ważnym jak ich szef. Dlatego policja nie podejrzewa nas nawet o groźby, a oczywiste jest, że na groźbach nigdy się nie kończy. Każdy członek gangu bardzo różni się od siebie, lecz mamy jedną wspólną cechę; bez fajerwerków się nie obejdzie. Przeciwnik zawsze kończy z kulką w jakiejś części ciała; żywy bądź nie. Zależy od humoru.
O dziwo nie zastałam Pearl w biurze co jest dziwnie, ponieważ Erin nigdy nie opuszcza swojego ukochanego biura. Postanowiłam przejść się po całym piętrze w poszukiwaniu Pearl, bo jest to niemożliwe, żeby odeszła na tak duży dystans dzielący ją, a jej ulubione miejsce w całej siedzibie.
Na tym piętrze  jej nie było. Nikogo nie było. Nie powinnam się aż tak dziwić, ponieważ nasz gang nie składa się z tysiąca osób. Jest tu kilkanaście najlepszych tropicieli oraz władców broni, którzy zawsze wykonują swoją robotę na najwyższym poziomie.
Jest jeszcze jedno miejsce gdzie Erin może przesiadywać - baza.
Szybkim krokiem udałam się w stronę windy. Nie musiałam długo czekać na jej przyjazd z innego piętra. Nacisnęłam przycisk z cyfrą 5, która oznaczała piąte piętro. Budynek jest bardzo rozbudowany. Ma pięć pięter w tym piwnice, w której znajdują się raporty z dawnych misji. Każdy  z nas ma własne biuro. Dzięki niemu czujemy się jak ktoś naprawdę ważny w tym co robimy. 
Oparłam się o lustrzaną ścianę mocniej ściskając teczkę z dokumentami, które co chwilę przeglądałam sprawdzając czy niczego nie brakuje. W końcu usłyszałam długo wyczekiwany dźwięk sygnalizujący o otwarciu się drzwi windy. Weszłam na główny korytarz ostatniego piętra rozglądając się w poszukiwaniu kogokolwiek. Wszędzie pustki. Po drodze do bazy, która mieściła się na samym końcu korytarza, zaglądałam do każdego możliwego biura, które było otwarte. Miałam nadzieje, że kogoś spotkam, a tym bardziej Stephanie, która jako praktykująca jest dosłownie wszędzie. Nie dziwie się jej. Sama nie potrafiłabym się odnaleźć w tak ogromnym budynku. Do tej pory czasami gubię się w drodze do toalety, a jestem w tym biznesie o ile mordowanie ludzi za ich niezgodne zachowanie do naszego poglądu można nazwać biznesem, ponad półtora roku.
Po przeszukaniu biur udałam się do bazy. Stanęłam przed dużymi drewnianymi drzwiami, które jak zawsze były zamknięte. 
Nie widzę żadnego powodu by zamykać te pomieszczenie. Nic oprócz dużego szklanego stołu, krzeseł oraz sporej wielkości plazmy się tam nie mieściło. A może to ten dozownik na wodę był tak bardzo ważny dla Erin, że postanowiła chronić to pomieszczeni na 4 zamki.
Wygrzebałam z dna swojej torebki pęk kluczy. Kiedy znalazłam odpowiedni wsunęłam go do zamka obracając. Drzwi od razu się uchyliły. Nim zdążyłam z powrotem wrzucić klucze do torebki moim oczom okazał się ogromny stół zapełniony mnóstwem papierów, a wokół niego praktycznie każdego członka gangu. Przynajmniej już wiem gdzie wszyscy się podziali. Szybko wślizgnęłam się przez drzwi zatrzaskując je. Stanęłam w osłupieniu. Każdy biegał rzucając jakimiś dokumentami. Wszyscy wyglądali na rozwścieczonych oraz smutnych. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Momentalnie przebiegła przede mną zapłakana Abby ścierając rozmazaną mascare z policzków. Następnie w moje oczy rzuciła się Stephanie jedną ręką trzymając się za głowę, a drugą trzymała jakieś pisma, które starała się przeczytać, lecz łzy cisnące się jej do oczy uniemożliwiały to.
Zmrużyłam oczy dokładniej przyglądając się zaistniałej sytuacji próbując uświadomić sobie co się to dzieje. 
-Kylie!- z osłupienia wyrwał mnie głos Erin. Szybko wyszukałam ją wzrokiem po czym ruszyłam w jej stronę wymijając członków kryminalni.
-Wszystko ci zaraz wyjaśnię- powiedziała smutnym głosem przyglądając się postępowaniom jej podopiecznych. Stałam w bezruchu przyglądając się jej i próbując odkryć co ma zamiar wyjaśnić. Przez ten chaos zapomniałam o raporcie, który miałam jej zdać, przecież specjalnie po to się tu fatygowałam.
-Obrady czas zacząć!- wzdrygnęłam się gdy do moich uszu dotarł głośny krzyk Erin. 
Każdy zajął swoje miejsce kończąc segregacje swoich papierów. Usiadłam pomiędzy Abby, a wolnym miejscem, które należało do Hayden. Bardzo się zmartwiłam, ponieważ ona zawsze była na obradach. Każdy zawsze jest na obradach. Wszystko jest tak organizowane, że nikt nie może być poza siedzibą w czasie obrad. To spotkanie jest organizowane raz na miesiąc i obowiązkiem każdego jest stawienie się na nim. Miałam cichą nadzieję, że Hayden jest gdzieś w budynku i się spóźni.
Kątem oka spojrzałam na zapłakaną Abby, która wycierała mokre oczy chusteczką. 
Zaczęłam rozkładać swoje dokumenty podczas gdy Erin zaczęła omawiać wszystkie misje, które odbyły się w tym miesiącu. 
-Misja numer 114- nagle jej głos wyraźnie posmutniał. Zmarszczyłam czoło oczekując na dalszą część wypowiedzi.
-Dylan Fenty oraz Hayden Reed- przeczytała po czym wstała z miejsca. Z tej odległości potrafiłam dostrzec łzy w jej oczach. Przełknęłam gule, która pod wpływem emocji zgromadziła się w moim gardle.
-Jeden pozytywny rezultat jedna strata- jej głos momentalnie się załamał. Czułam jak moje źrenice się powiększają. Łzy z całej siły cisnęły mi się do oczu. Zaczęłam poruszać przecząco głowa, by odpędzić złe myśli. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swojej. Obróciłam się i ujrzałam załamaną Abby, która próbowała wysilić się na współczujący uśmiech jednak nie wyszło jej to, nie w takiej sytuacji.
-Strata..- odezwała się przywódczyni przerywając w połowie zdania. Obawiałam się najgorszego. Nie byłam do tego przygotowana.
-Hayden Reed, zgon- ostatnie słowo wypowiedziała tak cicho, że ledwo je usłyszałam, lecz nie musiałam go słyszeć by wiedzieć o co chodzi. W tej chwili już nie wytrzymałam. Schowałam twarz w dłonie wciąż wmawiając sobie, że to tylko sen. Sen, z którego chcę się natychmiastowo obudzić. Łzy zalały całą moją twarz. W tej chwili nie obchodził mnie makijaż, opinia innych czy utrzymanie poziomu. Teraz liczy się tylko jedno. Śmierć zabójcy Hayden. Ona była wszystkim co miałam. Była moją najlepszą przyjaciółkę. Zastępowałam moją rodzinę, która za jedno głupie nieporozumienie w papierkach, przez które trafiłam do więzienia, tak po prostu mnie opuściła. Była jedyną osobą, której ufałam na tym przeklętym świecie. Była jedyną osobą, z którą mogłam szczerze porozmawiać, wyżalić się, wyjawić największe sekrety, do których nie dopuściłabym nikogo. To nie jest strata kogoś najbliższego, to jest coś więcej, coś czego nie życzę najgorszemu wrogowi. Z wyjątkiem. Z jednym jedynym wyjątkiem dla osoby, która pozbawiła życia osoby, która znaczyła dla mnie wszystko, która była dla mnie wszystkim. Przyrzekam, w tej chwili, tak jak tu teraz siedzę, że dopóki morderca Hayden stąpa po ziemi nie podaruje życia ani jednej osobie, która będzie mi się wydawać podejrzana. Zabawie się z nim tak jak on zabawił się z wszystkim co miałam. Najpierw sprawie, by on poczuł się tak jak ja, a dopiero potem odpowie za czyny, których będzie na długo żałował. Odpowie tym samym czym zaczął.


Od autorki: No i mamy prolog (yay). Nie martwcie się długością prologu, bo to tylko prolog (genius). Rozdziały będą o wiele dłuższe :). W prologu chciałam wam przedstawić skrawek przeszłości Kylie, żebyście byli obeznani w sytuacjach, które wystąpią w następnych rozdziałach.
Mam nadzieję, że moje fanfiction przypadnie wam do gustu i może (w jakimś stopniu (bo byłabym naprawde szczęśliwa)) je polubicie.

Kursywa - retrospekcja/myśli.

Perriencess